O, Kanada! czyli kilka dni w Vancouver cz.2

Mam nadzieję, że jesteście gotowi na więcej, bo to jeszcze nie wszystko z wycieczki do kraju liścia klonowego. W drugiej części wpisu pokażę Wam kilka miejsc, które bardzo nas zaskoczyły i sprawiły, że zdecydowanie mamy ochotę jeszcze wrócić do Vancouver. A na pewno wtedy, kiedy nie będzie deszczu

Vancouver Public Library – biblioteka

Na pierwszy ogień idzie biblioteka, ale takiej jeszcze nie widzieliście! Centralna biblioteka w Vancouver mieści się w tym niecodziennym budynku, wyglądem przypominającym rzymskie Koloseum. Posiadający 9 pięter gmach o wielkości 37 000 metrów kwadratowych, mieści w swoich zbiorach ponad 1,3 miliona książek.

A teraz kilka zdań jak to w ogóle się stało, że ktoś wpadł na pomysł, aby biblioteka wyglądała w ten sposób. Miasto zorganizowało konkurs, który miał na celu wyłonienie najlepszego projektu architektonicznego dla mającej powstać biblioteki, a zwycięskim projektem okazał się ten od architektów Moshe Safdie, Richard Archambault i Barry Downs.  Koszt całego przedsięwzięcia wyniósł 107 milionów dolarów, a oficjalne otwarcie odbyło się w 26 maja 1995 roku. Czyli ten budynek ma już 24 lata! A wcale nie wygląda.

Początkowo biblioteka miała do swojej dyspozycji aż 7 pięter całego budynku, a piętro 8 i 9 było wynajmowane przez urząd miasta (przez 20 lat). Jak się okazało mieliśmy niesamowite szczęście podczas tej wycieczki, gdyż mogliśmy wejść także na dach budynku, który został oddany do publicznego użytku dopiero miesiąc wcześniej! Odkryliśmy poddaną renowacji część dachu z imponującym ogrodem na jego szczycie! Wchodząc tam pomyślałam sobie, że to super sprawa i dlaczego nikt o tym nigdzie nie pisał, że tak po prostu można sobie wejść do biblioteki i wjechać na 9 piętro, i zachwycać się super widokiem na miasto; a tu proszę, zagadka rozwiązana.

Biblioteka cieszy oczy przepięknym wnętrzem (musi być tam pięknie, kiedy jest słońce ;)), a także sprawia wrażenie bardzo otwartej i wychodzącej naprzeciw potrzebom mieszkańców. Już po bardzo pobieżnym odwiedzeniu udało nam się odkryć dział z literaturą międzynarodową i dość pokaźną kolekcję tytułów w języku polskim. Mieli nawet najnowszy numer Wróżki i Twojego Stylu! Znalazły się też takie tytuły jak: Elementarz Stylu Kasi Tusk czy Nic Bardziej Mylnego Radka Kotarskiego, czy wszystkie części Harrego Pottera w języku polskim.

Z biegiem lat różne biblioteki przystosowały się do ewolucji technologicznej i jest już wiele miejsc, które oferują wypożyczanie ebooków, korzystanie z Internetu (no raczej), ksero itd. Natomiast w Central Library w Vancouver posiadając kartę biblioteczną można – uwaga, uwaga… wynająć instrumenty muzyczne (!!!) takie jak gitara czy ukulele! Jako osoba grająca w dzieciństwie na instrumencie bardzo doceniam ten fakt, bo nie wszyscy mają dostęp do instrumentów, a taka opcja może pozwolić stwierdzić czy w ogóle chcielibyśmy np. zapisać się na zajęcia nauki gry na instrumencie.

Ściany w windach służą jako tablice informacyjne, co jest bardzo ciekawym rozwiązaniem, gdyż chcąc nie chcąc będziemy przecież spoglądać w stronę plakatów jadąc windą, a nuż odkryjemy informację o interesujących nas warsztatach czy koncercie. Także plus ode mnie za wykorzystanie przestrzeni.

Ale ale, mega ciekawostką, o której niestety dowiedziałam się już po powrocie z Vancouver jest to, że pomiędzy poziomem 2 i 3 biblioteki znajduje się kapsuła czasu, która została tam umieszczona w 1995 roku. Ma być ona otwarta w 45. rocznicę powstania biblioteki, która to wypada w roku 2040! Wewnątrz kapsuły znajduje się ponoć 25 przedmiotów zaproponowanych przez odwiedzających Vancouver Public Library z każdego z jej oddziałów w całym mieście. Ciekawe, co może kryć taka kapsuła! To aż za 21 lat, kto wie może, będę wtedy w pobliżu? To dam Wam znać

Nie zdziwi was zapewne fakt, iż tak niecodzienny budynek znajdujący się w centrum betonowej dżungli, otoczony wieżowcami w samym centrum Vancouver posłużył również jako lokalizacja do serialu, w tym przypadku wystąpił on w Battlestar Gallactica. Jakie było moje zdziwienie, kiedy oglądając niedawno odcinek tego serialu rozpoznałam ten budynek! I od razu takie „Ej, to jest przecież w Vancouver, przecież my tam byliśmy!”

Jedzenie

Udany wyjazd nie mógłby się odbyć bez spróbowania jakiegoś dobrego jedzenia. Moim celem podczas tego wyjazdu było spróbowanie słynnego kanadyjskiego poutine. Potrawa ta pochodzi ze wschodniego rejonu Kanady, z prowincji Quebec. A znana jest już ponoć od 1950 roku! Na poutine składają się frytki z brązowym sosem (zazwyczaj mięsnym) oraz kawałki twarogu. Ta restauracja podawała także wersję z dużą ilością mięsa na wierzchu. Muszę powiedzieć, że nie wiedziałam czego się spodziewać, bo jakoś tak w mojej głowie brązowy sos mi nie pasuje do frytek. Do tej pory jeśli już z jakimś sosem, to frytki jadłam jedynie z ketchupem lub sosem czosnkowym. Byłam bardzo ciekawa tego jak to będzie smakować, napięcie rosło… jestem w Kanadzie, będę jadła to słynne poutine, ale okazało się… być po prostu OK. Nie zrobiło one na mnie jakiegoś porażającego wrażenia. Może być spoko jako dodatek do głównego dania, no i koniecznie ma plusa za twaróg, gdyż w USA trudno o taki klasyczny biały twaróg.

Ciekawym odkryciem okazała się być przystawka w postaci ogórków konserwowych w cieście.  Bardzo ciekawe połączenie smakowe, zaskakująco pasujące i ciekawe jako przystawka czy zagryzka do alkoholu i nie tylko.

Gastown i zegar parowy

Jak wspominałam wcześniej, naszej wycieczce towarzyszył niechciany kompan, którym był deszcz. Nie zatrzymywało nas to jednak przed zwiedzaniem miasta. Na liście rzeczy do zobaczenia znalazła się także dzielnica Gastown, o której przeczytałam tyle, że jest bardzo turystyczna i hipsterska, i dużo ludzi jej unika z tego powodu. Ale nie my. Gastown to najstarsza dzielnica miasta. Spędziliśmy tam stosunkowo niewiele czasu ze względu na pogodę, ale zrobiła na nas duże wrażenie estetyczne.  Znajdują się tam małe sklepiki z pamiątkami, gdzie można zaopatrzyć się np. w buteleczkę syropu klonowego czy magnez dla babci. Jest też tam dużo hip butików z ubraniami i knajpek z organicznym i wegańskim jedzeniem (super). Główna ulica przypomina europejskie wąskie deptaki, gdzie można przechadzać się od kawiarni do bistro, restauracji, kafejki i lokaliku.

Niewątpliwą atrakcją i znakiem rozpoznawczym całej dzielnicy jest parowy zegar. Został on zaprojektowany i zbudowany w 1977 roku przez zegarmistrza Raymonda Saundersa. Przypuszcza się, że jest to jeden z pierwszych publicznych zegarów parowych, jakie powstały. Oryginalna konstrukcja była wadliwa i musiała zostać odrestaurowana. Stało się to możliwe dzięki dotacjom lokalnych instytucji i firm. Zegar stał się niewątpliwie atrakcją turystyczną, przypominającą o historycznym dziedzictwie Vancouver pomimo tego, iż sam zegar parowy jest stosunkowo nowoczesnym wynalazkiem. Rzeczywiście, pomimo deszczu przy zegarze tłoczyło się bardzo dużo turystów, tylko po to aby zrobić to idealne zdjęcie.

Ciekawostką jest, że zdjęcie właśnie tego zegara znalazło się na okładce albumu zespołu Nickelback z 2011 roku, Here and Now.

nickelback-here-and-now-album-cover.jpg

Okładka Here and Now (albumu Nickelback) autorstwa artysty Nickelback. Uważa się, że prawa autorskie do okładki należą do wytwórni Roadrunner Records lub artysty graficznego.

Ciekawostki, różnice pomiędzy Kanadą a Stanami


Podczas kilkudniowego wyjazdu do miasta położonego 230 km od Seattle, gdzie ludzie mówią nadal po angielsku, trudno było zauważyć jakieś duże różnice, ale znalazła się garstka tych mniejszych, którymi się z Wami tutaj podzielę.

Myślę, że aby w pełni oddać im sprawiedliwość, takiemu porównywaniu należałoby spędzić więcej czasu w Kanadzie, ale po kilku latach spędzonych w Seattle oraz kilku dniach spędzonych w Vancouver, mogę na szybko podać kilka podobieństw i różnic, które najbardziej rzuciły mi się w oczy.

Restroom vs. Washroom

Po tym poznasz Kanadyjczyka, że na toaletę będzie mówić „washroom” a nie „restroom”, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. I coś w tym jest, wszędzie widoczny był ten napis, wiedząc o tym wcześniej nie zrobiło mi to większej różnicy, ale jeśli o tym nie wiesz, to może być to na początku zdziwieniem. Taka ciekawostka językowa.

Mile vs. Kilometry

Stopnie Celsjusza, kilometry, metry, gramy i litry! Czyli coś, co dla mieszkańców Europy wydaje się sprawą oczywistą. Od roku 1970 Kanada przeszła na system metryczny. A w Stanach Zjednoczonych: stopy, inche [incze], mile, funty, stopnie Fahrenheita. I muszę przyznać, że jako osoba wychowana w Europie to serduszko mocniej mi zabiło jak zobaczyłam na znaku drogowym kilometry.

Dolar amerykański vs. Dolar kanadyjski

W porównaniu do banknotów amerykańskich te kanadyjskie występują w różnych kolorach, a na jednym z nich możemy zobaczyć wizerunek królowej Elżbiety. Kanadyjskie dolary to banknoty polimerowe, posiadające więcej systemów zabezpieczeń niż papierowe pieniądze, a także są przyjaźniejsze dla środowiska, gdyż utrzymują się dłużej, a koszty ich wymiany i produkcji są mniejsze. W „Internetach” przeczytałam taką ciekawostkę, iż ponoć kanadyjski banknot 50 dolarowy pachnie jak syrop klonowy! Prawie pierwsze co zrobiłam po przyjeździe, to poszłam do bankomatu aby sprawdzić tą teorię i… nie wiem czy to siła sugestii czy co, ale rzeczywiście trochę można było go poczuć.

 Starbucks vs. Tim Hortons

Od 1971 roku Seattle na każdym rogu ma kawiarnie sieci Starbucks. W Kanadzie za to jest Tim Hortons, który powstał w 1964 roku w mieście Hamilton, w prowincji Ontario. Oprócz przeciętnej kawy mają oni szeroki wybór pączków, a wśród nich paczuszki malutkich pączków zwanych timbits. Ciekawe miejsce do odwiedzenia jeśli jest się w Kanadzie, ale trudno porównywać obie te sieci… na pewno warto wiedzieć, że Starbucks nie opanował świata, jeszcze.

Szare vs. czarne wiewórki

Tytuł mówi sam za siebie. W Vancouver można spotkać czarne wiewiórki! Nie miałam o tym pojęcia, także nieźle się zdziwiłam podczas spaceru po parku. W Stanach wiewiórki są szare, w Kanadzie czarne, ale według mnie nic nie dorównuje naszym polskim rudaskom!

Space Needle vs. Harbor Centre Vancouver Lookout

Każda panorama miasta wygląda zupełnie inaczej, ale jest coś, co łączy zarówno Seattle i Vancouver w Kanadzie, a mianowicie kosmicznie wyglądające wieże obserwacyjne. W Seattle jest to powstała w 1962 roku Space Needle o wysokości 158 metrów (z anteną 185 m), a Vancouver Lookout o wysokości 168,8 m została otwarta w 1977 roku. Obie pełnią funkcję punktu obserwacyjnego, atrakcji turystycznej, mają widok 360 stopni na panoramę miasta, szybką windę i obracającą się wokół własnej osi restaurację na szczycie. Widoczna różnica pomiędzy nimi to ta, iż Vancouver Lookout nie jest samodzielnie stojącą wieżą, a wygląda jakby została nadbudowana na szczycie wysokiego budynku. Niemniej jednak, nadal wygląda imponująco będąc punktem charakterystycznym panoramy miasta.

Źródła:

  1. World Atlas, artykuł <https://www.worldatlas.com/articles/most-common-town-and-city-names-in-the-u-s-a.html>, dostęp 01.12.2018.

  2. Wikipedia, hasło: Bloedel Floral Conservatory <https://en.wikipedia.org/wiki/Bloedel_Floral_Conservatory>, dostęp 01.12.2018.

  3. City of Vancouver, Bloedel Conservatory <https://vancouver.ca/parks-recreation-culture/bloedel-conservatory.aspx>, dostęp 01.12.2018.

  4. Vancouver Public Library, Story of the Central Library, <https://www.vpl.ca/story-of-central-library>, dostęp 01.12.2018.

  5. The Province, Dana Gee, “Five things:Vancouver Public Library digs out weird and wacky items”<http://www.theprovince.com/entertainment/five+things+vancouver+public+library+digs+weird+wacky+items/12001749/story.html>, dostęp 01.12.2018.

  6. Wikipedia hasło: Poutine, <https://en.wikipedia.org/wiki/Poutine>, dostęp 01.12.2018.

  7. Wikipedia, hasło: Polymer banknote, <https://en.wikipedia.org/wiki/Polymer_banknote>, dostęp 01.12.2018.

 


Previous
Previous

Projekt Denko marzec/2019

Next
Next

O, Kanada! czyli kilka dni w Vancouver cz.1